piątek, 30 maja 2014

Pierwsza Próba

witam wszystkich. :) przepraszam, że tak długo nie wstawiam rozdziału, ale już od wczoraj nad nim pracuję. zwlekałam z pisaniem, gdyż musiałam nabyć wenę, coś co samo popchnie mnie do opisania uczuć, które poruszą może i Was. bynajmniej bardzo Was przepraszam. :/
chcąc Wam to zrekompensować pomyślałam '' A może by tak ukazać Wam początek mego pisania ? ''. nie wiem, czy jesteście tym zainteresowani, jednak coś w mym sercu kazało wstawić tu pierwszy cytat jaki napisałam w życiu. to on zapoczątkował pracę z mymi opowiadaniami. :) gdy, to napisałam miałam 12 lat i choć, wiele czasu od tamtego momentu nie minęło, myślę, że kiedyś umiałam poetycko i wzruszająco ukazać emocje. teraz zostałam tego pozbawiona. nie wiadomo ile razy bym tego szukała, nigdy mi się nie udaje.
ostatnio zastanawiałam się także nad jedną kwestią. niektórzy z Was są tu ze mną od samego początku, a nawet nie znają mego imienia. to takie ... bezduszne ? jesteście osobami, które mnie wspierają, a nie wiedzą o mnie nic. tak, więc mam na imię Oktawia. imię wspaniale ukazujące plątaninę różnorodnych charakterów, emocji i inności.
dziękuję Wam za to, że nadal przy mnie trwacie. dziękuję za czas jaki poświęcanie moim wypocinom. :) mam nadzieję, że Wy także zdradzicie mi swoje imiona. bez tego czuję się tak dziwnie. no cóż ... miłego czytania. :)

'' Dlaczego to życie nie może być łatwiejsze ? 
Tak bardzo chciałbym wzbić się w powietrze
i uciec przed otaczającymi mnie problemami.
Gdyby to było możliwe zostawiłbym smutek za sobą 
i rozpoczął nowe, szczęśliwe życie. 
Niestety nie jest ono mi dane. '' 
                                                        ~ by Healy 

poniedziałek, 26 maja 2014

The secret of the Gods - zwiastun

Huraaa ! Wreście jest. :) Na moją prośbę pewna wspaniała dziewczyna zgodziła się zrobić zwiastun do mego opowiadania, któremu ostatnio wymyśliłam nazwę, a brzmi ono : '' The Secret Of The Gods ''. W przetłumaczeniu na polski '' Tajemnice Bogów ''. Nazwa może się jeszcze zmienić choć wątpię. :) Bynajmniej piszcie w komentarzach, czy filmik Wam się podoba i odwiedzajcie bloga jego autorki. :) Miłego oglądania !                  Pink-Saw-Zwiastuny

wtorek, 20 maja 2014

Opowiadanie Konkursowe

A oto i moje opowiadanie konkursowe. Nie jestem z niego dumna i nie wstawiłabym tego tutaj, gdyby nie moja obietnica. :( Szczerze mówiąc napisałam to w godzinę, a z powodu braku czasu nie mogłam nawet tego przestudiować na spokojnie i napisać jeszcze raz. To jest także winą mojego lenistwa. :( Nie będę Was kłamać. Przez tą pogodę jestem coraz bardziej rozkojarzona. No więc, opowiadanie właśnie zostało wysłane, a ja obiecuję, że jutro pojawi się tu kolejna recenzja. :) Wolałam odkładać ją na później, ponieważ nie mam za bardzo czego teraz '' komentować '', bo czytam książkę mającą 600 stron. :) Ale postaram jak najszybciej nadrobić moje braki na blogu. Miłego czytania. :)



PROLOG

Dawno, dawno temu w odległych krainach walkę z dobrem toczyła wszechmogąca czarownica. Novernight zaatakowała zamek Chenonceau, w którym mieszkała królewska rodzina. Ich siedemnastoletnia córka, Wielka księżniczka Rosaline przeciwstawiła się regułom wprowadzonym przez złowrogą wiedźmę I jako pierwsza zaatakowała ją w lesie., gdy leciała swą miotłą do starej chatki. Novernight zaskoczona atakiem spadła na ziemię. Różka wypadła z jej połatanej kieszeni I potoczyła się do głębokiego dołu, gdzie leży do dziś. Czarownica została zamieniona w kamień zdobiący bramy zamku, a Rosaline żyła długo I szczęśliwie, jak reszta księżniczek. I nic w tej historii nie było by ekscytującego, gdyby nie incydent, który spotkał pewną Amerykankę.

ROZDZIAŁ 1

8:30 – taką godzinę wybija zegar stojący przy moim łóżku. Kilka sekund później włącza się alarm. Po raz setny wciskam guzik oznaczający '' Drzemka '' I znów zapdam w dziesięciominutowy sen.

8.40 – Co może oznaczać ten denerwujący dźwięk ?! Dlaczego nie pozwoli mi śnić dalej ? Dość tego. Nie zamierzam dłużej tego tolerować. Zrzucam zegarek, po czym znów kładę się do łóżka. Po kilku minutach wicia się na pościeli stwierdzam, że nie jestem w stanie zasnąć. Dźwięk całkiem zmazał fantastykę z mej głowy I oczu. Przynajmniej teraz mogę racjonalnie myśleć. Wstaję z zamiarem skorzystania z prysznica. Przymierzam kilka metrów pokoju, gdy nagle coś zwala mnie z nóg. Oglądając się zauważam bezużyteczny zegar, który z powrotem przystąpił do grania wnerwiającej muzyczki. Chcąc go uciszyć wciskam wszystkie guziki jakie posiada. Może to podziała. Niestety po kilku próbach przedmiot nadal wydaje z siebie ironiczne dźwięki, które brzmią coraz głośniej. Nuty zaczynają wibrować w mej głowie, jak I w delikatnych uszach.

Wiedząc co ma zaraz nastąpić szybko podczołguję się do szafy, po czym wrzucam do niej zegar. Odwracając się w drugą stronę zauważam jaskrawy błysk. Chcąc sprawdzić, co wywołało tą dziwną reakcję próbuję wstać, lecz po każdej próbie znajduję się w wcześniej położeniu. Rezygnuję z wielkiego wysiłku I znów podczołguję się do szafy. Przeszukuję każdy zakamarek I już zamierzam zrezygnować z dalszych poszukiwań, gdy znów to dostrzegam. Zielone światło oświetla całą powierzchnię mego pokoju. Pochodzi on z barwnego patyka, który jakimś cudem znalazł się pod bluzką z logo sławnego zespołu. Wyciągam dłoń I po kilku chwilach wahań zabieram go z wielkiego mebla. Nagle po moim ciele rozchodzą się ogromne spazmy bólu.

Głowa zaczyna pękać, dłonie przybierają czerwoną barwę, ale mimo wysiłku nie mogę wypuścić patyka. Nie potrafię otworzyć zaciśniętej dłoni, dlatego muszę znosić to wielkie cierpienie. To coś okropnego. Mam nadzieję, że nikt nie będzie musiał go przeżywać. Czyżby Bóg był skłonny do podejmowania takich bezlitosnych decyzji ? Myślę, że odpowiedziałabym na to pytanie, gdyby nie paraliżujące mnie zaskoczenie. Ból zniknął, a ja znalazłam się na wielkiej polanie obok średniowiecznego zamku. To niemożliwe.

Przecież magia nie istnieje. Pewnie jeszcze śpię. Tak, to chyba najrozsądniejsze wytłumaczenie. Ale jednak coś w umyśle nie pozwala mi w to wierzyć. Wszystko w okół wygląda wprost rewelacyjnie I tak bardzo realistycznie. Czuję się, jakby jakaś czarodziejska postać przeniosła mnie w średniowieczne czasy. A może to rzecz ? Nie raczej nie, przecież to takie niemądre. Ale, coś musiało mi pomóc w takim podróżowaniu. No cóż, chyba nie poznam odpowiedzi stojąc samotnie na łące. Kierowana intuicją oraz nadzieją kieruję się w stronę marmurowego zamku. Przechodzę przez ogród pomarańczy I już stoję w bramie pałacu.

Na jego wysokich schodach dostrzegam kamienną rzeźbę. Artysta, który ją wykonał chyba nie miał za wiele wyobraźni. Najwidoczniej wzorował się różnorodnymi baśniami, w których występują jednolite postacie, a przede wszystkim czarownice. Ta nie różni się od nich niczym. Stoi z swym wielkim kapeluszem, porwaną szatą I wielką brodawką na nosie. Postać nie warta uwagi. Ale jednak pewien detal zachęca do przyglądnięcia się jej z bliska. Na boku kapeluszu złotym mazakiem napisano '' Wszechmogąca czarownica Novernight ''.

Novernight … hmm, chyba już gdzieś czytałam tą nazwę. Podnoszę zielony patyk I dostrzegam wyrytą w niej tą samą regułkę. Czyli jednak się nie myliłam. W swych dłoniach trzymam prawdziwą czarodziejską różdżkę. To takie ekscytujące ! Szczęśliwa wbiegam w podskokach do zamku … I zatrzymuję się ogłuszona przeraźliwym jękiem. Jeszcze nigdy nie słyszałam takiego dźwięku. Nie wiem nawet, czy byłam zdolna aby go sobie kiedyś przetestować w myślach, ale raczej nie. To rozsadziłoby moją ukochaną czaszkę. Podążam za dźwiękiem. Przechodzę przez różnorodne korytarze. Wiele z nich ozdobione jest portretami, jednak reszta może pochwalić się tylko zwykłym czerwonym dywanem. Gdy robi się coraz głośniej ( co oznacza, że jestem bliżej celu ) ogarnia mnie strach oraz zwątpienie. Powinnam przemyśleć tą decyzję wcześniej I wycofać się z zamku, dopóki było to możliwe. Jednak wiem, że już nigdy nie zaspokoiła bym swoją ciekawość. Skręcam w ostatni, ciemny korytarz.

Tam dostrzegam postać. To rzeźba, którą wcześniej widziałam na dworze, lecz nie jest ona z kamienia. To żywa istota trzymająca w dłoniach nóż I atakująca młodą kobietę. Jak sugeruje jej korona, królową lub księżniczkę. Wiedźma zadaje kilka ciosów, którym towarzyszy lament kobiety, po czym odwraca się w mą stronę. Jej zielono jaskrawe oczy przyciągają do siebie moją różdżkę. Jednak ja się nie poddaję I szarpię za patyk z całej siły. Mimo przerażenia, wiem że nie może ona się znaleźć w jej obrzydliwych łapach, bo mogłaby wyrządzić większą krzywdę księżniczce. Jednak Novernight się nie poddaje I zaczyna biec w mą stronę. Nie wiedząc co robić, szukam wzrokiem kobiety I zaczynam się modlić.

- Upuść ją – słyszę szept. - Puść różdżkę. To Cię uratuje – na twarzy kobiety pojawia się grymas. Zapewne uśmiech, który potęguje siła bólu. - Zostaw mnie. I tak już nie istnieję.

A ja jej wierzę. Puszczam różdżkę I zostaję wciągnięta w pojawiający się nie wiadomo skąd, wir. Pędzę otoczona różnorodnymi obrazami, aż docieram do ciemnej dziury. Po tym nie następuje już nic, ale w mej głowie pojawia się ostatnia myśl. Następnym razem inaczej wykorzystam moc czarodziejskiej różdżki.

środa, 14 maja 2014

Rozdział 2 cz. 3

Przepraszam, że tak długo tu nic nie wstawiałam. Muszę się przyznać, że jestem coraz bardziej leniwa ( to chyba przez pogodę ) i potrafię tylko całymi dniami leżeć oraz czytać książki. No cóż, postaram się następny fragment wstawić tu szybciej. Miłego czytania. :)
P.S. Chciałam jeszcze napisać, że w tym jak i w poprzednim rozdziale będzie więcej informacji o bohaterach, a mniej akcji. Ale mam nadzieję, że Was tym nie zanudzę. :)
I przepraszam za czcionkę, ale nie mogę przywrócić jej do normalnej formy. :(




Pierwszy raz obudziłam się w nocy. Zjadłam obiad pozostawiony na stoliku i z powrotem zasnęłam. Później zdarzyło się to kilka razy. Ale teraz, gdy się budzę obok siebie dostrzegam Noaha. Siedzi na podłodze, oparty o dół kanapy i pije coś przezroczystego. Nie chcąc mu przeszkadzać delikatnie odwracam się plecami do chłopca. Jednak on to wyczuł, bo właśnie odwraca się w moją stronę.

– Hej – uśmiech wpłynął na mą twarz.


Noah przetarł oczy, po czym odrzekł :


– Cześć. Miło widzieć Cię przytomną.


Roześmiałam się chcąc zniszczyć napięcie  zaistniałe między nami.


– Ines bardzo cieszę się, że wstałaś. Czekałem na to bardzo długo, a muszę powiedzieć Ci coś ważnego – spojrzał wprost w me niebieskie oczy. - Po pierwsze, chciałbym Cię przeprosić. Ten zeskok był głupim pomysłem. Nie powinienem był tego robić, ale wiesz, że gdym nie wiedział co się wydarzy zapewne tak bym nie postąpił – tu miał rację. 


Noah posiada wielki dar przewidywania tych najbliższych wydarzeń, które nastąpią już niedługo. Jednym słowem umie przepowiadać przyszłość. Jednak ja uważam to za podwojony czynnik przeczucia, przewidywalności, a może posiadanie dodatkowego zmysłu, ale inni sądzą, że mógł zostać opętany przez Bogów i motywują go do rozwijania tego daru.

Kiedyś Noaha traktowano jak wróżbitę. Do naszego domu wiły się kilometrowe kolejki beznadziejnych niewiast, pragnących zapoznać się z swą przyszłością. Oczywiście niemal wszystkie udało mi się przegnać. Jedenastoletni chłopiec nie zniesie takiej natarczywości. Ale mimo mojego, naszego oporu nikt nie przestaje wierzyć w jego dar, a co gorsze ja sama coraz częściej przyznaję im rację.


– Po części wiedziałem, że tak się stanie. Przed skokiem doznałem wizji twojego upadku, ale postanowiłem zaryzykować. Pop prostu zaszedłem za daleko. Nie mogłem się poddać. Tak sobie zrezygnować … Przepraszam – po jego policzkach potoczyła się łza. A po niej jeszcze kilka następnych. 


To takie rozczulające. Kocham Noaha. Bardzo go kocham, ale mimo tego nie mogę ściągnąć z chłopięcych ramion ciężaru, jakim jest ból i smutek. To musi wykonać sam. Jednak nie wszystko. Ktoś może podnieść go na duchu, postarać się pocieszyć. I będę to ja. Jego jedyny najbliższy członek rodziny.


Dlatego obejmuję Noaha i mówię, że wszystko będzie dobrze, że już się na niego nie gniewam. I tak leżymy w ciszy, opatulając się dłońmi, ramionami, dopóki on znów przerywa nasz spokój. 


– Po drugie chciałem na Ciebie nakrzyczeć, bo skoczyłaś do takiego wielkiego wodospadu i ryzykowałaś dla mnie życie, co było niepotrzebne – obrażona zamierzam zaprzeczyć, lecz Noah przykłada mi palec do ust. - I po trzecie, chcę Ci podziękować. Za to, że ukazałaś ile dla Ciebie znaczę. Zapewne wszystkim szczęki opadły jak ujrzeli nasz skok – zaśmiał się pod nosem, po czym dodał. - Za to, że opiekujesz się mną, zastępując rodziców i obdarowujesz miłością jakiej nie zaznałem od innych ludzi. Tak po prostu dziękuje za to, że jesteś przy mnie. I po czwarte. Proszę, abyś nigdy mnie nie zostawiła. 


Słysząc to wybucham płaczem. Noah po raz pierwszy wyraził co do mnie czuje, a poza tym odgadł jaką rolę odgrywa w moim życiu. Ta wypowiedz podsunęła mi odpowiedz na wcześniejsze pytania. Bóg pozwolił mi żyć, aby chronić Noaha. To moja misja. Moje powołanie. 


Brat wyszeptuje coś pod nosem ( chyba znów mnie przeprasza ), po czym wtula się głową w mą klatkę piersiową. Po kilku minutach przychodzi Allie, jak sądzę obudzona łkaniem. Nie prosi, abyśmy się uciszyli. Nie jest oburzona naszym zachowaniem. Podchodzi tylko i przyłącza się do nas, kładąc na kanapie. To taka wspaniała dziewczynka. Nie muszę nic mówić, a ona i tak zrozumie co leży mi na sercu.


Jej obecność jeszcze bardziej potwierdza mnie w zdaniu, iż powinnam opiekować się bliskimi. Tak rozmyślając znów zapadam w sen. Tym razem bez nagłych pobudek.

poniedziałek, 5 maja 2014

rozdział 2 cz. 2

przepraszam, że tak długo czekaliście na następny rozdział. niestety w ostatnim czasie nie miałam weny, a do tego piszę dodatkowe opowiadanie na konkurs. ;) ta cześć może Was trochę znudzić. za dużo tu się nie dzieje. zastanowiłam się też ostatnio, co chcę Wam przekazać przez tą opowieść. bo jednak jest zasada, że gdy nie wiesz o czym tak naprawdę chcesz pisać, to lepiej tego nie rób. i cząstką tego w tym opowiadaniu jest wiara. czasami fragmenty będą nawiązywać do Boga, ale zdarzy się to rzadko. a dlaczego ? to dowiecie się czytając całą resztę. miłego czytania. ;) 


- Ines, proszę odezwij się. Wiem, że mnie słyszysz - gwałtownie potrząsa mymi ramionami. Mimo jego próśb nie udaje mi się wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. - Ines nie udawaj chorej. Mnie nie oszukasz. Masz natychmiast wstać ! Proszę Cię - z ostrego tonu przechodzi w łagodny i delikatny głos.

Nie potrafię pozwolić mu dłużej się zamartwiać i mimo ostrego kłucia powoli wypowiadam kilka słów :

- Noah, wszystko w porządku - zachwiał się zaniepokojony mą chrypą. Znów odchrząknęłam pragnąć jej się pozbyć. Widząc, że Noah wciąż nie panuje nad swą paniką postanawiam spokojnie porozmawiać z nim w domu. - Jeżeli mógłbyś to zabierz mnie do dziadków.

Było to ostatnie zdanie jakie zdołałam wypowiedzieć. Chłopiec nerwowo kiwnął głową i pobiegł przed siebie. Nie wiem co zamierzał zrobić, ale mam nadzieję, że szybko wróci. W tym czasie w okół mnie zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi. Połowa z nich była mi znana, jednak reszty jeszcze nigdy nie spotkałam. I w tej grupie znalazły się pielęgniarki. Dwie brunetki, o szczupłym ciele pochylały się nad mą osobą i mruczały coś pod nosem, a ostatnia - ruda o zaokrąglonych kształtach, szukała czegoś w swej dużej torbie. Reszta tłumu przyglądała się bezsilnie, a przy tym szeptała między sobą. Oczywiście w śród nich nie mogło zabraknąć ciekawskiej Coral.

Jak zwykle stała uśmiechnięta i wypytywała świadków o szczegóły tego zdarzenia. To dzięki niej wszyscy mieszkańcy dżungli znają najskrytsze tajemnice sąsiadów oraz wiedzą co, gdzie i kiedy się wydarzyło. Z jednej strony to bardzo uprzykrza życie innym, ale za to teraz każdy trzyma język za zębami. Zamyślona, a zarazem strasznie zmęczona zamykam oczy i pozwalam odpocząć ciału. Myśląc o rodzicach zapadam w sen.

Budzę się czując wibrację. Lekko unoszę głowę. To Noah wraz z kolegami ciągnie mnie na czymś w rodzaju taczki. Rozkojarzona rozglądam się na wszelkie strony. Teraz pewien pulchny chłopiec zauważył, że już nie śpię i poinformował o tym mojego brata. Może teraz uda mi się z nim porozmawiać. Gdy chcę wypowiedzieć pierwsze słowo, on spogląda na mnie przelotnie i mówi :

- Niedługo będziemy w domu.

I nie kłamie.

Po pięciu minutach drogi znaleźliśmy się pod naszym ogromnym drzewem. Oczywiście przed nim czekali dziadkowie wraz z swymi '' sztucznymi '' wnuczętami - trójką dziewczynek. Babcia zaadoptowała je, gdy po przybyciu na wyspę okazało się, że cała ich rodzina została zamordowana na wojnie. Od tamtego czasu mieszkają u dziadków, chociaż na samym początku próbowały spać u mnie i Noaha, ale z powodu ich natrętnego charakteru wróciły na drugą stronę mostu. Chyba tylko Allie  wysoka dziewczynka wyróżniająca się srebrnymi włosami wśród swych sióstr bliźniaczek - nie uprzykrzała nikomu życia i choć wszystkie były tego samego wieku, to właśnie ona jest z nich najdojrzalsza. 

Czasami, gdy krzyczę przez sen, przychodzi do mnie i przytula. Wtedy razem zasypiamy spokojnie. Teraz Allie podbiega do taczki. Czeka, aż chłopcy ją postawią i ujmuje mą dłoń, pomagając mi wstać. Chwieję się w miejscu dopóki kilka następnych par rąk próbuje mnie powstrzymać przed upadkiem. Z ich pomocą udaje mi się dojść do drzewa.

- Ines, kochanie. Jak dobrze, że nic Ci nie jest. Najwyraźniej moje modlitwy zostały wysłuchane - babcia podarowała mi całusa w policzek. - A teraz musisz spróbować samodzielnie wejść po drabinie. My będziemy tuż za Tobą. Jeżeli jednak nie dasz rady tą noc możesz możesz spędzić w szpitalu, na ziemi.

- Oczywiście, że dam radę - mimo wielkiego bólu zaczynam się wspinać. Nigdy nie pozwoliłabym, aby zostawiono mnie na dole. Klinika to najgorsze pomieszczenie zbudowane w głębi dżungli.

Jednak nie to w wypowiedzi babci Blanki zwróciło mą uwagę. Jeżeli modliła się do Boga to musiałam być w kiepskim stanie. A to oznacza, że nie powinno mnie tu być. Więc dlaczego nie umarłam ? Dlaczego Bóg co chwilę daje mi szansę zaistnienia na tym świecie ? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale jeśli Wielki Władca podarował mi dłuższe życie to muszę być Mu do czegoś potrzebna. Tylko do czego ? Jestem zwykłą, marudną siedemnastolatką, raczej niezdolną do wypełnienia jakiejkolwiek wielkiej, świętej misji.

No, ale przecież każdy po coś istnieje. Chociaż ... chociaż nie wszyscy. Znam ludzi, którzy przybyli na Ziemię tylko, aby zadawać nam ból. Mordować bliskich i odbierać nadzieję. To trudne do zrozumienia, ale obiecuję, że kiedyś dowiem się po co żyję.

Dotarłszy do domu kładę się na sofie i znów zapadam w głęboki sen.

music